sobota, 5 kwietnia 2014

Hobbici wystartowali

Od jakiegoś czasu toczyliśmy sobie z Paulem dyskusję na odwieczny temat "trzeba się więcej ruszać" i w ogóle "sitting is new smoking" i że wiosna idzie można by coś zrobić, jego nosi, mnie nosi i tak dalej.
A ponieważ zna on moją nieuleczalną słabość do wszystkiego Tolkienowskiego, prawdopodobnie wynikającą z mojej ukrytej hobbickości, więc dowalił mi jakiś czas temu wyzwaniem "Walking to Mordor".
Nie, że mnie to jakoś specjalnie przejęło, w końcu po górach się chodziło w ostatnie wakacje, będzie dobrze.
No i .... po pierwszym etapie moje wnioski są dwa:

- myślenie przez całą drogę co się będzie jadło jak się dojdzie do celu obawiam się będzie powtarzającym się motywem przewodnim
- do samego Rivendell jest w cholerę jasną daleko!!!  Ja nie mam aż takiego przekonania, że naprawdę ale to naprawdę chcę zobaczyć elfy, żeby zasuwać tam ponad 700 kilometrów.

To jak my się do tego Mordoru doczołgamy?! a nawet jak się doczołgamy to jakim cudem będziemy mieli siłę jeszcze zakradać się za plecami Saurona do Orodruiny i cokolwiek tam wrzucać??!

Póki co jesteśmy w Tuklandzie na wielce zasłużonej kolacji. Niestety pieczarek chwilowo brak co uważam za poważną niedogodność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz